Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczyma babki. Pożerał go wzrokiem, gdy brał posiłek. Nie uznawał się już, uważał za nic: Marjusz był panem domu, starzec z radości wyrzekł się władzy ojcowskiej i stał się wnukiem swego wnuka.
W tej radości p. Gillenormand był najczcigodniejszem dziecięciem. Nie chcąc naprzykrzać się konwalescentowi, stawał w tyle i uśmiechał się do niego. Był zadowolony, wesoły, zachwycony, roskoszny, młody. Jego białe włosy dodawały miłego majestatu tej radości, rozlanej na jego twarzy. Gdy wdzięk łączy się ze zmarszczkami, budzi uwielbienie. Jest jakaś jutrzenka w tej uradowanej starości.
Marjusz tymczasem, pozwalając się bandażować i opatrywać, myślał o jednem tylko — o Cozecie.
Gdy gorączka i maligna go opuściły, nie wspominał już jej imienia i można było sądzić, że przestał o niej myśleć. Ale milczał właśnie dlatego, że duszę miał nią przepełnioną.
Nie wiedział, co się stało z Cozettą, cała sprawa przy ulicy Konopnej przesuwała się jak mgła w jego wspomnieniach; cienie prawie niewyraźne kołysały się jego umyśle: Eponina, Gavroche, Mabeuf, Thenardierowie, wszyscy przyjaciele posępnie zmięszani z dymem barykady; dziwne zjawienie się p. Fauchelevent pośrodku tej krwawej przygody, wydawało mu się zagadką w nawałnicy; nie pojmował dlaczego żyje, nie pojmował kto i jakim sposobem go ocalił, i nikt w domu nie wiedział; powiedziano mu tylko, że go przywieziono w nocy na ulicę Panien Kalwarji. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość ukazywały mu się zamglone; ale wśród tego mroku jeden punkt stał nieruchomy, jedna linja była wyraźna i dokładna, coś wykutego z granitu, jakieś postanowienie, wola: wynaleść Cozettę. Dla niego myśl o życiu jednoznaczną była z myślą o Cozecie; zawyrokował w swem sercu, że jednej bez drugiej nie przyjmie i niezachwianie postanowił żądać od każdego co go zmusi do życia, od