Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zarzucał pytaniami doktora, nie spostrzegając, że ciągle powtarzał to samo.
Owego dnia, w którym lekarz oświadczył, że niebezpieczeństwo już przeminęło, stary poczciwiec warjował z radości. Dał trzy luidory gratyfikacji odźwiernemu. Wieczorem, wróciwszy do swego pokoju, tańczył gawota trzaskając palcami jak kastanietą i śpiewał taką piosneczkę:

Ma Joasia na świat boski
Wśród rozkosznej przyszła wioski;
Wielbię jej spódniczki fałd
Krój i kształt.

Ty w niej mieszkasz Kupidynie,
I w dwóch źrenic jej głębinie
Mieścisz kołczan twoich strzał
Czar i szał.

Serce moje rozkochane
Więcej czci niż czystą Djanę
Mej Joasi wzrok i głos,
Gors i włos!

Potem ukląkł na krześle, i Baskijczyk, który go podglądał przez drzwi nie domknięte, ujrzał, że starzec się modli.
Po każdej zmianie na lepsze, coraz widoczniejszej, dziadek dziwaczył uszczęśliwiony. Z radości nie wiedział sam co robił. Bez żadnego powodu piął się na górę po schodach i zstępował na dół. Jednego poranku, sąsiadka, wcale zresztą ładna, zdumiła się, odbierając duży bukiet kwiatów; to p. Gillenormand jej posłał. Mąż zazdrosny zrobił scenę; p. Gillenormand chwytał w pół Nicoletę, chcąc ją posadzić na kolanach. Nazywał Marjusza panem baronem.
Co chwila zapytywał lekarza: Wszak prawda, że niebezpieczeństwa już niema? Patrzył na Marjusza