Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

które jest tem dla cierpienia, czem zachwyt dla rozkoszy. I rozpacz ma swoje upojenia. Marjusz był w takim stanie. Na wszystko patrzył jakby z zewnątrz; rzeczy, które dokoła niego się działy, wydawały mu się dalekiemi; dostrzegał ogół, ale nie wyróżniał szczegółów. Na chodzących koło siebie patrzył jakby przez płomienie. Słyszał głosy mówiących, jakby w głębi przepaści.
Jednakże ostatnia scena go w zruszyła. Jedna w niej rzecz obudziła jego uwagę. Myślał tylko o śmierci i unikał roztargnienia, ale w tem marzeniu grobowem pomyślał, że gubiąc siebie godzi się ocalić drugich.
I rzekł doniosłym głosem:
— Enjolras i Combeferre mają słuszność; obędzie się bez nieużytecznych ofiar. Przyłączam się do nich i wzywam byście się pospieszyli. Combeferre wytłumaczył wam powody. Są między wami, którzy mają rodziny, matki, siostry, żony i dzieci. Niechaj ci wyjdą z szeregów.
Nikt się nie ruszył.
— Żonaci podpory familji wystąpcie z szeregów! — powtórzył Marjusz, którego wielka była powaga.
— Rozkazuję — zawołał Enjolras.
— Proszę was o to — rzekł Marjusz.
Wówczas poruszeni słowy Combeferra i zachwiani rozkazem Enjolrasa, wzruszeni zostali prośbą Marjusza. — To prawda — mówił młodzieniec do dojrzałego mężczyzny. Jesteś ojcem rodziny. Idź do domu. — Idź ty raczej — odpowiedział zagadnięty — masz dwie siostry, które utrzymujesz.
— Spieszcie się — rzekł Courfeyrac — za kwadrans będzie zapóano.
— Obywatele — mówił Enjolras — wybierzcie sami tych co mają odejść.
Usłuchano. Po kilku minutach jednomyślnie wybrano pięciu.
— Pięciu! — zawołał Marjusz.