Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do nieba, i to co jest w górze nie mniej przerażało Javerta, jak to co jest na dole.
Jakkolwiek bądź, a zawsze krążył w tem samem kółku obłędnem, jeden fakt nad wszystkiemi górował, że dopuścił się strasznego przekroczenia. Zamknął oczy na skazanego recydywistę, zbiegłego z więzienia. Uwolnił galernika. Skradł prawom człowieka, który do nich należał. Uczynił to i nie mógł się zrozumieć. Nie był już pewny czy jest sobą samym. Nie mógł nawet pojąć pobudek swego postępku; ilekroć o nim pomyślał, dostawał zawrotu. Dotychczas żył ślepą wiarą, która rodzi ciemną uczciwość. Ta wiara go opuszczała, ta poczciwość słabła. Znikało — w cokolwiek wierzył. Nieznane i wstrętne myśli napastowały go nieubłaganie. Musiał teraz stać się innym człowiekiem. Cierpiał dziwne bóle sumienia. Czuł się czczym, nieużytecznym, oderwanym od dawnego życia, zdegradowanym, upadłym. Władza w nim zamarła. Nie wiedział już po co żyje na świecie.
Straszne położenie! był wzruszonym.
Być granitem i wątpić! być posągiem kary ulanym z jednej sztuki według form prawa i nagle spostrzedz, że się ma pod spiżową brodawką coś niedorzecznego. Czuć nagle roztwierające się palce, wypuszczające zdobycz, rzecz okropna! Człowiek — pocisk nie zna już swej drogi i cofa się zmieszany!
To co się działo w Javercie, było jakby skrzywieniem linji prostej sumienia, wykolejeniem duszy, zdruzgotaniem uczciwości, lecącej na oślep w linji prostej i rozbijającej się u stóp Boga.
Javert ulegał zrozpaczony. We wszystkiem widział tylko niezmierną trudność istnienia. Zdawało mu się, że teraz nie będzie mógł oddychać swobodnie.
Mieć na swojej głowie coś nieznanego, do tego nie był przywykły.
Dotychczas wszystko, co było nad nim, miało powierzchnię jasną, prostą i przezroczystą; nic tam nie