Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





IX.
Marjusz wydaje się umarłym komuś, co się zna na tem.

Położył Marjusza na skraju stromego brzegu.
Byli wolni.
Smrodliwe wyziewy, ciemność, zgroza pozostały w tyle. Otaczało ich teraz powietrze zdrowe, świeże, czyste wesołe. Dokoła cisza, ale rozkoszna cisza zachodu słońca na niebie pogodnem. Zmrok zapadał, nadchodziła noc, wielka oswobodzicielka i przyjaciółka tych wszystkich, którym potrzebny jest płaszcz cieniu by wydobyć się z niebezpieczeństwa. Ze wszech stron niebo ukazywało swe oblicze ciche i pogodne. Rzeka zbliżała się do ich stóp ze szmerem pocałunku. Słyszano powietrzny djalog gniazd, które mówiły sobie dobranoc na gałęziach więzów Pól Elizejskich. Kilka gwiazd zaledwie dostrzeżonych na bladym błękicie zenitu, połyskiwały na niezmiernych przestworzach nieba. Wieczór roztaczał nad głowę Jana Valjean wszystkie powaby nieskończoności.
Była to godzina niepewna i wyśmienita, która mówi i tak i nie. Było już dość mroku, by nie być