Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





VIII.
Poła rozdartego surduta.

Gdy tak rozmyślał zgnębiony, jakaś ręka oparła się na jego ramieniu i odezwał się głos cichy:
— Do równego działu.
Ktoś był w cieniu! Nic bardziej jak rozpacz nie jest do snu podobne. Jan Valjean sądził, że marzy. Nie słyszał kroków. Byćże to może! podniósł oczy.
Jakiś człowiek stał przed nim.
Człowiek ten odziany był w bluzę, miał bose nogi i trzymał w lewem ręku trzewiki. Widocznie zdjął je, by bez szmeru przyjść do Jana Valjean.
Jan Valjean nie wahał się ani chwili. Jakkolwiek niespodziewane było spotkanie, człowieka tego zaraz poznał. Był to Thenardier.
Znienacka rozbudzony z marzenia, Jan Valjean przywykły do nagłych napaści i niespodzianych ciosów, natychmiast odzyskał całą przytomność umysłu. Zresztą stan rzeczy nie mógł się pogorszyć, boleść jego nie mogła się powiększyć, ani sam Thenardier dodać coś do ciemności tej nocy.
Przez chwilę czekał.
Thenardier podniósł rękę prawą do czoła, zrobił daszek, zmrużył oczy i ścisnął wargi z uwagą człowieka, który chce poznać drugiego. Ale mu się nie udało. Jakeśmy powiedzieli, Jan Valjean obrócony był