Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Biedny Marjusz, powiadasz panna! Ten panicz jest hultaj, niegodziwiec, niewdzięczny pyszałek, bez serca, bez duszy, zuchwalec, złośliwy!
I odwrócił głowę, by córka nie dojrzała łzy w jego oku.
W trzy dni potem przerwał czterogodzinne milczenie, odzywając się znienacka do córki:
— Miałem zaszczyt prosić pannę Gillenormand, aby nigdy nic o tem nie mówiła.
Ciotka Gillenormand wyrzekła się zamiaru pojednania dziada z wnukiem i zrobiła to głębokie spostrzeżenie: — Ojciec zawsze niebardzo kochał moją siostrę od czasu, jak zrobiła głupstwo. Widocznie niecierpi Marjusza.
„Od czasu, jak zrobiła głupstwo“ znaczyło: od czasu, jak wyszła za pułkownika.
Zresztą, jak łatwo się domyśleć, pannie Gillenormand nie udało się także podstawić swego ulubieńca, oficera od ułanów, w miejsce Marjusza. Teodul wcale się nie podobał. Pan Gillenormand nie przyjął tego qui pro quo. Próżnia serca nie zatyka się lada korkiem. Ze swej strony Teodul, chociaż połykał ślinkę na spadek po dziadku, nie lubił pańszczyzny zalotów. Poczciwiec nudził ułana, a ułan raził poczciwca. Porucznik Teodul był wprawdzie wesoły, ale gaduła; letkiewicz, ale gminny; hulaka, ale karczemny; miał kochanki, to prawda, ale i to prawda, że o nich dużo gadał, a gadał źle. Wszystkie te przymioty miały wady. Zanudził pana Gillenormand, prawiąc mu o jakichś miłostkach swoich przy koszarach ulicy Babilońskiej. A przytem porucznik Gillenormand przychodził czasami w mundurze z trójkolorową kokardą. Tem jednem już stał się nieznośny. Ojciec Gillenormand powiedział w końcu do córki: — Mam już po uszy twego Theodula. Nie lubię wojowników w czasie pokoju. Przyjmuj go jeśli chcesz. Wolę może rębaczy, niż brząkających szabelką po bruku. Zresztą szczęk oręża w czasie bitwy nie jest tak i przykry, jak noszenie się z pałaszem po ulicach.