Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A wy — rzekł Thenardier — przestrząśnijcie mu kieszenie.
Pan Biały zdawał się chcieć zaniechać wszelkiego oporu. Przeszukano mu wszystkie kieszenie; nie miał nic więcej przy sobie jak tylko woreczek skórzany, w którym było sześć franków i chustkę do nosa.
Thenardier włożył chustkę do swojej kieszeni.
— Jakto? nie ma pugilaresu? — spytał.
— Ani nawet zegarka — odpowiedział jeden z robotników. — Ale też to tęgi gracz — mruknął głosem brzuchomówczym człowiek z zamazaną twarzą — trzymający ogromny klucz w ręku.
Thenardier poszedł do kąta za drzwiami i wziąwszy tam pęk sznurów, rzucił go im.
— Przykrępować go do nogi od łóżka — rzekł. I spostrzegając znagła starego, który pozostał powalony na podłodze od uderzenia pięścią pana Białego, i nie ruszał się:
— Czy Boulatruelle zabity? — spytał.
— Nie — odpowiedział Urwipołeć, pijany.
— Zsunąć go gdzie w kąt.
Dwóch z pomiędzy tak zwanych węglarzy popchnęli pijaka nogą w kierunku kupy żelaztwa.
— Na coś ty ich tylu przyprowadził z sodą? — rzekł Thernadier z cicha do człowieka z pałką. Coś nadto dużo.
— Cóż było poradzić — odpowiedział tamten — kiedy wszyscy chcieli należeć do roboty. Pora jest niegodziwa, nie ma wcale zarobku.
Tapczan, na który pan Biały został powalony, był rodzajem łóżka szpitalnego, wspartego na czterech grubych kawałkach drzewa, zaledwie ociosanych. Pan Biały już się nie bronił bynajmniej, złoczyńcy silnie przytwierdzili go, stojącego na ziemi, do podstawy tapczana najbardziej oddalonej od okna, a bliższej komina.
Po ostatecznem ukończeniu tej roboty, Thenardier wziął krzesło, i siadł na niem prawie naprzeciw pana