Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Umysł jego był dwustronny: z jednej strony zwracał się do człowieka, z drugiej do Boga, badał lub rozmyślał. Przez cały dzień zgłębiał zagadnienia społeczne: płacę zarobkową, kapitał, kredyt, małżeństwo, religję; wolność myśli, swobodną miłość, wychowanie, kary, nędzę, stowarzyszenia, własność, wytwór i podział, zagadki ziemskie, które roztaczają ciemność nad mrowiskiem ludzkiem; wieczorem patrzał na gwiazdy, te olbrzymie istoty. Tak jak Enjolras, był bogatym jedynakiem. Mówił łagodnie, pochylał głowę, spuszczał oczy, uśmiechał się z zakłopotaniem, ubierał się źle, był niezgrabny, czerwieniał o lada co, był bardzo lękliwy. Zresztą — nieustraszony.
Courfeyrac miał ojca, który nazywał się pan de Courfeyrac. Jedną z błędnych myśli, którą miała burżuazja z czasów Restauracji o arystokracji i szlachcie, była ta, że wierzyła w słówko: de. Słówko to, jak wiadomo, nie ma żadnego znaczenia. Lecz mieszczanie z czasów Minerwy tak wielce szacowali to biedne de, że uważano za obowiązek zrzekania się go. Pan de Chauvelin zaczął nazywać się panem Chauvelin, pan de Caumartin — panem Caumartin, pan de Constant de Rebecque — panem Benjaminem Constant, pan de Lafayette — panem Lafayette. Courfeyrac nie chciał pozostać w tyle i nazywał się po prostu Courfeyrac’em. Co dotyczy Courfeyrac’a, moglibyśmy prawie poprzestać na tem i ograniczyć się co do reszty słowami: Courfeyrac, patrz Tholomyès.
Courfeyrac istotnie miał tę werwę młodości, którą by można nazwać djabelskim dowcipem. Później znika to jak miła figlarność koteczki i cały ten wdzięk kończy się mieszczaninem na dwóch nogach i kotem na czterech łapach. Pokolenia, przechodzące przez szkoły, kolejne zaciągi młodzieży, przekazują sobie ten rodzaj dowcipu i oddają go z ręki do ręki, quasi cursores, prawie zawsze ten sam, do tego stopnia, że ktokolwiek by słyszał Courfeyrac’a w roku 1828, mógłby mniemać, że słyszy Tholomyèsa w roku 1817. Tylko