Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A mój Boże, gdzie zaś! to biedactwo, które z litości podjęliśmy z bruku. Dziecko niedołężne. Musi mieć wodę w głowie. Widzi pan jaką ma dużą głowę. Robimy dla niej co możem, bo nie jesteśmy bogaci. Piszem i piszem do jej rodzinnego miejsca, a już od pół roku nie ma odpowiedzi. Widać matka jej umarła.
— Ah! — rzekł człowiek i wpadł w głęboką zadumę.
— Nie było to nic osobliwego ta matka — dodała Thenardierowa. — Porzuciła swe dziecko.
W czasie tej rozmowy. Cozetta, jakby ją instynkt przestrzegał, że o niej mówiono, nie spuszczała oczu: z Thenardierowej. Słuchała, lecz zaledwie kilka słów bez związku doleciały jej uszu.
Biesiadnicy dobrze już podochoceni powtarzali wszeteczną zwrotkę z coraz wrzaskliwszą wesołością. Była to tłusta piosnka z rodzaju bluźnierczych, do której mięszano Matkę Boską i Dzieciątko Jezus. Thenardierowa zbliżyła się do śpiewających i śmiała wraz z nimi. Cozetta, skulona pod stołem, patrzyła na ogień, który odbijał się w jej nieruchomych oczach, i kołysząc na ręku powiniętą szabelkę, śpiewała cichym głosem: Matka moja umarła... Umarła moja matka! matka moja umarła!
Na nowe nalegania gospodyni, żółty człowiek, „miljoner“ zgodził się jeść wieczerzę.
— Co pan rozkaże?
— Proszę o kawałek chleba i sera — rzekł człowiek.
— E! to taki żebrak — pomyślała Thenardierowa.
Pijacy śpiewali jeszcze swą piosnkę, a dziecię pod stołem swoją.
Nagle Cozetta umilkła. Obróciwszy się spostrzegła lalkę Thenardierek rzuconą dla kota, na ziemi o kilka kroków od kuchennego stołu.
Puściła więc owiniętą szabelkę. która w połowie tylko jej wystarczała i zwolna powiodła oczyma doko-