Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
88
WIKTOR HUGO.

— Niekiedy, to zależy. Przeciw księciu także niekiedy.
Ludwik XI poszedł na swoje krzesło, powiadając z uśmiechem:
— E! u nas tu wasze „łupu-cupu“ ledwie jeszcze starostów sięga.
W tej właśnie chwili wrócił Olivier-le-Daim. Za nim dwaj paziowie nieśli gotowalnię królewską. Ale co uderzyło Ludwika XI, to jednoczesne z nimi wejście kasztelana paryskiego i dowódzcy czat nocnych, którzy zdawali się być zmieszani i zaniepokojeni. Uraźliwy balwierz Jego Królewskiej Mości miał również twarz nieco wylękłą, w głębi jednak był jakby zadowolony. On to głos zabrał:
— Najjaśniejszy Panie, najpokorniej proszę o przebaczenie Waszej Królewskiej Mości, że Jej przynoszę niefortunną nowinę.
Król, obracając się gwałtownie, zadarł aż kawał posadzki nogą swojego krzesła.
— Co to ma znaczyć? — spytał ponuro.
— Najjaśniejszy Panie, — ciągnął Olivier-le-Daim ze złośliwą miną człowieka, cieszącego się ciężkością ciosu, który ma zadać — to nie przeciw Staroście Pałacu rzuca się ów motłoch wzburzony.
— Więc przeciw komu?
— Przeciw Tobie, Najjaśniejszy Panie.
Stary król zerwał się na równe nogi, wyprostowany jak młodzian.
— Wytłómacz się, Olivierze! wytłómacz! — zawołał głosem zduszonym. — I pilnuj swej głowy, kumie. Pil-