Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
71
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

z osób otaczających, i, porwawszy nagle obiema rękami za czapkę, spojrzał w nią do dna i rzekł:
— O! spaliłbym cię na popiół, gdybyś wiedziała, jakie są zamiary w mej głowie.
Poczem, oprowadziwszy raz jeszcze dokoła siebie baczny i niespokojny wzrok lisa, oględnie wracającego do swej nory, powiedział:
— Trudna rada! pomożemy Panu Staroście. Na nieszczęście mało, bardzo mało wojska mamy tu w tej chwili przeciw tak mnogiemu motłochowi. Trzeba czekać aż do jutra. Przywrócimy porządek w grodzie. Co wpadnie w ręce, postronka nie ujdzie.
— Ach, zapomniałem, Najjaśniejszy Panie, — odezwał się kum Coictier — na śmierć zapomniałem w pierwszej chwili trwogi, że czaty pochwyciły dwóch maruderów z bandy. Jeżeli Wasza Królewska Mość chce zobaczyć tych ludzi, to są tu właśnie.
— Czy ich chcę zobaczyć? — krzyknął król. — Ależ, przez Bóg żywy! czy to już i o takich rzeczach zapominasz?... Biegnij coprędzej, ty, Olivierze! staw ich natychmiast!
Mistrz Olivier wyszedł i wrócił po chwili, prowadząc za sobą dwóch jeńców, otoczonych łucznikami ordynansu królewskiego. Pierwszy miał wielką twarz ogłupiałą, pijaną i zdziwioną. Okryty był łachmanami, i szedł rozkraczony, wyginając kolana, a stopy ledwo wlokąc za sobą. Drugi, o bladej i uśmiechniętej twarzy, znanym już jest czytelnikowi.
Król przypatrywał się im chwilkę, nie mówiąc ani słowa, poczem zagadnął raptem pierwszego:
— Jak się nazywasz?