Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
66
WIKTOR HUGO.

— Najjaśniejszy Panie! Najjaśniejszy Panie! rebelia ludowa w Paryżu!
Surowe oblicze Ludwika XI skurczyło się i drgnęło; lecz całe, dostrzedz się dające wzruszenie, przemknęło wraz błyskawicą. Król podniósł tylko głowę i powiedział z groźnym spokojem:
— Kumie Jakóbie, zagwałtownie wchodzisz.
— Najjaśniejszy Panie! bunt w mieście! — powtórzył kum Jakób zasapany.
Król się podniósł z siedzenia, silnie uchwycił nowoprzybyłego za ramię, i, nachyliwszy się mu do ucha, rzekł z utajonym wybuchem gniewu, a spoglądając zezem na Flamandów:
— Milczże! lub mów zcicha.
Nowoprzybyły zrozumiał i począł szeptanym głosem żywą jakąś i ruchliwą opowieść, której król słuchał z najzupełniejszą krwią zimną, podczas, gdy Wilhelm Rym zwracał uwagę Coppenola na oblicze i strój opowiadającego, na jego kaptur futrzany, capucia fourrata, na płaszczyk krótki, epitogia curta, na suknię z czarnego aksamitu, oznaczającą jednego z marszałków królewskiej izby obrachunkowej.
Zaledwie osobistość ta zdołała zrobić parę objaśnień, gdy naraz Ludwik XI parsknął śmiechem wesołym i szczerym...
— Doprawdy? — wołał — czemuż nie mówisz głośno, kumie Coictier! Cóż ci jest, ochrypłeś, że tak szepczesz zcicha? Bogu i Najświętszej Pannie wiadomo, że nie mamy nic do ukrycia przed miłymi nam gośćmi, posły flamandzkimi.
— Ależ, Najjaśniejszy...