Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
47
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Zemsta! — zawołał Clopin.
— Zemsta! — powtórzył tłum.
— Do szturmu!
Powstała wrzawa nie do opisania, jakby przeciągłe wycie, w którem się mieszały wszystkie języki, wszystkie szwargoty, wszystkie przekleństwa. Trup Jana obudził wściekłość bandytów; wstyd i gniew, że tak długo jeden garbus opierać się może, nowych im sił dodały. Wynaleziono nowe drabiny, zapalono więcej pochodni, i w kilka minut potem straszne mrowisko drapało się ze wszech stron na kościół. Nie mający drabin, wciągali się do góry po linach, którzy zaś i tych nie mieli, leźli po płaskorzeźbach, albo czepiając się jeden drugiego ubrania. Żadnego nie było środka oparcia się tym strasznym postaciom. Zdawało się, że warstwa szarańczy oblega mury.
Tymczasem plac zajaśniał jakby mnóstwem pochodni. Scena ta, dotąd ukryta w ciemności, nagle zalaną była powodzią światła. Plac jaśniał i łunę dokoła roztaczał. Stos, zapalony pomiędzy wieżami, gorzał i wił się w płomieniach. Miasto poczęło się ruszać zaniepokojone. Na gwałt uderzono w dzwony. Truandowie wyli, krzyczeli i pięli się na mury; Quasimodo wszelką stracił nadzieję, załamywał ręce i tylko już cudu wyglądał i wzywał.