Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
44
WIKTOR HUGO.

— Zaczekajcie! na końcu tej galeryi są drzwi nigdy nie zamykane; kiedy tam wejdę po drabinie, dostanę się do kościoła.
— Kiedy tak, to ja wejdę pierwszy.
— Za pozwoleniem, to moja drabina. Ja wejdę pierwszy, a ty za mną.
— Niech cię dyabli wezmą! nigdy nie będę drugim! — odpowiedział Clopin.
— To sobie szukaj innej drabiny! — odrzekł Jan, i, ciągnąc swoją, wołał:
— Za mną, dzieci!
W jednej chwili postawiono drabinę i oparto o mur nad jednemi z bocznych drzwi. Tłum truandów, wydając okrzyki radosne, zgromadził się u jej spodu, chcąc na nią włazić, lecz Jan, broniąc swych praw, pierwszy wszedł na szczebel. Droga była dość długą, bo galerya dzisiaj jest wzniesioną na 60 stóp nad ziemię, a ówcześnie jedenaście schodów znacznie ją podwyższało. Ciężko uzbrojony, powoli szedł Jan, jedną ręką chwytając się szczebli, a w drugiej trzymając kuszę. Gdy był pośrodku drabiny, spojrzał smutnie na poległych kolegów i rzekł: „Oto stos trupów, godny piątej pieśni Iliady!...“ I znowu szedł dalej, a za nim truandowie, jeden na każdym szczeblu. Widząc tę linię grzbietów uzbrojonych, rzekłbyś, że wąż wije się po murze kościoła. Jan, gwiżdżący na czele, dopełniał złudzenia.
Nakoniec wszedł na balkon galeryi wpośród oklasków całej bandy. Stawszy się panem tej niezdobytej twierdzy, wydał okrzyk radości, lecz nagle osłu-