Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
IV.
Przyjaciel nie w porę.

Tej samej nocy Quasimodo nie spał. Zamykając bramy, nie zauważył, że alchemik przeszedł koło niego i zmarszczył się, widząc, jak wszystko starannie zamyka. Klaudyusz zdawał się być bardziej niespokojnym niż zwykle. Od owej nocnej przygody w izdebce najgorzej się obchodził z dzwonnikiem, lecz nadaremnie go łajał i bił, nic nie zmniejszało cierpliwości i posłuszeństwa garbusa. Znosił zniewagi, groźby, razy, nie szemrząc, ani się skarżąc, tylko niespokojnie śledził swego pana, ilekroć ten szedł na wieżę; Klaudyusz sam przecież uważał za właściwe nie pokazywać się cygance.
Tej nocy Quasimodo, powiedziawszy dobranoc ulubionym dzwonom, wszedł na szczyt wieży północnej i, postawiwszy na dachu swoją ślepą latarnię, zaczął się przyglądać Paryżowi. Noc, jakeśmy powiedzieli, była ciemna, i Paryż, który w owym czasie nie był wcale oświetlany, przedstawiał pomieszany zbiór domów, jakby natłoczenie mas czarnych, których środkiem