Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
16
WIKTOR HUGO.

powiedział? Czy koniecznie potrzeba postronka, aby cię zadowolnić?
Alchemik z niecierpliwości rwał guziki na sukni.
— Cóż za gaduła! No, ale powiedz mi, jakiż ten twój sposób?
— Tak, — mówił do siebie Grintoire, macając nos — tak, truandowie zuchy, pokolenie egipskie ją kocha. Nic łatwiejszego!... Na jeden wyraz wykradną ją!...
— No i cóż? — mówił alchemik.
— Pójdź, mistrzu, powiem ci zcicha. Jestto pomysł cudowny i obudwu nas wyrwie z kłopotu. Dalibóg, trzeba przyznać, że wcale nie jestem głupi.
Tu przerwał.
— A czy koza z nią jest?
— Jest; a niech cię dyabli porwą!
— I powiesiliby ją zapewne?
— A mnie co do kozy?
— Tak, powiesiliby ją. Przeszłego miesiąca powiesili pstrąga. Kat bardzo to lubi, bo później zjada pododnych wisielców. Szkoda mojej Dżali!
— Prawdziwym katem ty jesteś! — zawołał alchemik. — Ach! nim porodzisz twoją myśl, trzeba ją obcęgami dobywać.
— Natychmiast, mistrzu.
Grintoire schylił się do ucha alchemika i mówił bardzo cicho, rzucając niespokojne wokoło siebie spojrzenia, czy kto nie idzie. Gdy skończył, Klaudyusz wziął go za rękę i rzekł:
— Dobrze! do jutra.