Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
139
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

tu do niej, bez współczucia dla niego. Wszystko dokoła zbrodniarza było kamienne: przed oczami potwory z rozwartemi paszczami, pod nim bruk, a nad nim Quasimodo płaczący.
Pod katedrą znajdowało się kilka gromadek ciekawych, spokojnie starających się dociec, ktoby mógł być owym szaleńcem, wyprawiającym tak dziwne igraszki. Słyszał, jak mówiły, bo głos ich ostry, piskliwy i donośny dolatywał aż do niego:
— Ależ niezawodnie kark sobie skręci.
Dzwonnik płakał.
Alchemik, pieniący się ze strachu i wściekłości, zrozumiał nareszcie, że wszystko było daremne. Zebrał jednak resztę sił i ostatniego spróbował środka. Wyprężył się na rynnie, podparł się kolanami o mur, chwycił rękami za jeden z gzemsów kamiennych, i zdołał się podsunąć w górę na jaką stopę; rezultat był wszakże taki, że rynna, której się czepiał, zgięła się gwałtownie. Jednocześnie pękły i rozpłatały się jego suknie. Wówczas, czując, że wszystko pod nim umyka, że ledwie już utrzymać się może skrzepłemi i omdlewającemi rękami, nieszczęśliwy zamknął powieki i puścił rynnę. Runął.
Quasimodo patrzał na lecącego.
Upadek z takiej wysokości rzadko kiedy bywa prostolinijnym. Alchemik, rzucony w przestrzeń, padał najpierw głową nadół z rękami wyciągniętemi; następnie zrobił kilka pionowo-wirowych zwrotów; potem wiatr pchnął go na dach jednego z sąsiednich domów. Żył jednak jeszcze. Dzwonnik widział, że palcami chwytał za szczyt dachu, usiłując się zatrzymać; lecz płaszczy-