Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
109
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

obojga! O! gdybyś widziała moje serce! Wszystko zdeptałem dla ciebie. Ale kiedy mnie nie chcesz, będę potępieńcem, szatanem dla ciebie i dla siebie za razem.
Wymawiając te ostatnie wyrazy, zdawał się być obłąkanym. Zamilkł na chwilę i mówił po niejakim przestanku, jakby sam do siebie, głosem mocnym:
— Kainie, coś zrobił z twoim bratem?
Nastąpiło chwilowe milczenie, po którem znów mówił:
— Com uczynił, Panie? Wziąłem go, wychowałem, kochałem — i zabiłem! Tak, Panie, głowę jego roztrzaskano o twoją świątynię, a to z mojej i z jej winy, z winy tej kobiety.
Oczy miał obłąkane, głos gasnący i powtórzył kilkakroć machinalnie, jak dzwon przedłużający ostatnie dźwięki.
— Z jej przyczyny!... z jej przyczyny!...
Nagle, jakby rażony piorunem, padł na ziemię bez ruchu.
Po chwili wracała mu przytomność, i, dotykając policzków, a widząc swe palce zwilżone, zawołał:
— Jakto! płakałem?
I, odwróciwszy się do cyganki, z niewysłowioną boleścią mówił:
— A wiesz ty, czem są łzy moje, na które obojętnie patrzyłaś? Czy wiesz, dziecko, że łzy te są lawą? Więc to prawda, że człowiek, którego nienawidzą, niczem nie poruszy serca nienawidzącej?... Tybyś cieszyła się z mojej śmierci; ale ja nie! ja przecież nie chcę, abyś umarła. Jeden wyraz, jedno słowo,