Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
105
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

szą sąsiadkę, chociaż jej piękność nas łechce. Nieczystość jest bardzo zmysłowem uczuciem; cudzołóstwo jestto ciekawość roskoszy drugiego. Oho! słyszycie, jak hałas się wzmaga.
W rzeczy samej wrzask wzrastał około kościoła Panny Maryi i słychać było okrzyki zwycięstwa. Nagle sto pochodni zabłysło na wieżach kościelnych, na galeryach i na wiązaniach. Pochodnie te zdawały się czegoś szukać i wkrótce naszych zbiegów doszedł głos:
— Cyganka! czarownica! na śmierć cygankę!
Nieszczęsna skłoniła głowę na piersi i ukryła twarz w dłoniach, a nieznajomy silniej jeszcze wiosłował. Tymczasem nasz filozof pogrążył się w myślach. Przytulał kozę do piersi, a oddalał się nieznacznie od Esmeraldy, która cisnęła się ku niemu coraz bardziej, jako ku jedynej już swojej obronie.
Grintoire zaiste w strasznej był rozterce ducha. Rozmyślał jak ma postąpić w tej sprawie. Wiedział, że, według obowiązujących praw, koza, również jak i jej pani, ma być powieszoną, i żałował biednego zwierzęcia. Dwie naraz skazane — zawiele na niego, więc też postanowił cygankę zdać na swojego towarzysza, kiedy chciał się nią zająć.
Wstrząśnienie łodzi dało im znać, że się zbliżyli do brzegu. Krzyki przeraźliwe i złowrogie wciąż jeszcze napełniały Cité. Nieznajomy podniósł się, zbliżył do cyganki i chciał ją ująć za rękę, aby jej pomódz wysiąść. Odsunęła się od niego i uczepiła się ręki Grintoira, który, kozą zajęty, prawie ją także odepchnął. Więc sama wyskoczyła z łodzi. Tak była