Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
35
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

Nagle nad głową Febusa inną ujrzała głowę, o rysach śniadych, pozieleniałych ze wzruszenia, ze wzrokiem potępieńca, — a przy tej twarzy była dłoń, trzymająca sztylet. Była to twarz i dłoń alchemika, który wyłamał drzwi i wyszedł. Dziewczyna zlodowaciała na to straszne zjawisko, jak gołąb, gdy w jego gniazdo tchórz zajrzy.
Nie zdążyła nawet krzyknąć. Sztylet wzniósł się nad Febusem, zniknął i ukazał skrwawiony.
— Przekleństwo! — zawołał kapitan, i upadł.
Ona zemdlała.
W chwili, gdy się jej oczy zwierały, gdy z niej czucie ulatywało, zdawało jej się, że jej ust ogień dotyka, że ją rozpalone żelazo kata piętnuje.
Gdy odzyskała zmysły, patrol ją otaczał; wynoszono ciało kapitana, widziadło straszne znikło; okno izdebki, wychodzące na rzekę, było otwarte. Gdy podnoszono czarny płaszcz, leżący przy niej, sądząc, że należał do kapitana, słyszała wokoło siebie szepty:
— To czarownica, która zasztyletowała kapitana z pocztu łuczników królewskich.