Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
34
WIKTOR HUGO.

— Widzę, że mię nie kochasz.
— Ja go nie kocham! — zawołała biedna dziewczyna, i w tej samej chwili uwiesiła się na szyi kapitana. — Ja cię nie kocham, mój Febusie! Ach! jak możesz rozdzierać mi tak serce? A więc weź mię, jestem twoją! Co mię obchodzi matka? wszak ty jesteś moją matką, bo ciebie kocham. Febusie, mój najukochańszy Febusie, spojrzyj na mnie; wszak nie odepchniesz od siebie tej, która cię kocha? Moja dusza, moje życie, ja cała jestem twoją. Kiedy ci się nie podoba żenić, to się obejdzie i bez ślubu; zapomniałam, że jestem biedną ulicznicą, a ty, mój Febusie, szlachcicem. Śliczna rzecz, aby ulicznica szła za oficera! Nie, Febusie, nie, ja nie zastanowiłam się nad tem. Będę twoją kochanką, twoją pieszczotą, czem sam chcesz tylko. Wszak od urodzenia jestem wzgardzoną, samą, opuszczoną — i cóż mi to znaczy, kiedy kocham? Należąc do ciebie, będę dumną i najszczęśliwszą. A kiedy się zestarzeję, albo zbrzydnę, Febusie, kiedy mię nie będziesz mógł kochać — pozwolisz, że ci będę służyła. Inne będą cię pieściły, a ja, biedna służąca, wyczyszczę twoje ostrogi, wytrzepię twoje suknie i podam obuwie. Wszak prawda, że ty będziesz miał litość nademną? Nam, cygankom, niewiele też potrzeba: swoboda, powietrze i miłość! tego dosyć.
To mówiąc, zarzuciła mu ręce na szyję; patrzała nań z uśmiechem i z płaczem zarazem. Pierś jej dziewicza obcierała się o sukno i hafty. Kapitan, upojony szczęściem, przytknął gorejące usta do pięknych afrykańskich ramion. Dziewica, przechylona wtył, drżała pod tym pocałunkiem.