Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
105
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

wnym rodzajem Apokalipsy widzialnej, dotykalnej, strasznej.
Postępując dalej, spostrzegł za filarami czerwone światło. Pobiegł doń jak do gwiazdy. Byłato lampka, oświetlająca dzień i noc publiczny brewiarz Panny Maryi. Rzucił się chciwie na świętą księgę w nadziei znalezienia w niej pociechy, albo odwagi. I oto oko jego padło w otwartej księdze na ten ustęp Hioba: „I duch przeszedł przed mojem obliczem, i słyszałem jego oddech i włos się na mnie najeżył.“
Przy czytaniu tego ponurego ustępu doświadczył tego, co doznaje ślepy, uderzony własnym kijem. Nogi się pod nim zachwiały, gdy wspomniał sobie tę, która dzisiaj umarła. Tyle czuł w swoim mózgu potwornych wyziewów, że głowę swoją uważał za jakiś komin piekielny.
Zdaje się, że długo w tem położeniu zostawał, bez czucia, bez zmysłów, jakby przygnieciony dłonią czarta. Nakoniec przyszło mu na myśl uciec do swojej wieży, do swego wiernego Quasimoda. Powstał, i, ponieważ go dziwny lęk ogarnął, wziął lampkę od brewiarza, by sobie drogę oświetlić.
Popełnił świętokradztwo; to też powoli przebywał schody wieży, pełen jakiejś tajemniczej trwogi, aby go nie spostrzeżono idącego ze światłem.
Nagle uczuł chłód na swojej twarzy i znalazł się na najwyższej galeryi. Powietrze było chłodne, po niebie pędziły obłoki i, wschodzący pomiędzy niemi księżyc, zdawał się niebieskim okrętem, pochwyconym w lody powietrzne.