Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
83
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Zapewne; — zrobiła uwagę Gerwaza — ale cóż cyganie?
— Cierpliwości! — rzekła Edwarda — gdyby wszystko było powiedziane na początku, cóżby zostało na koniec? Mów dalej, Mahietto.
Mahietta mówiła dalej.
— Była bardzo smutna, bardzo nieszczęśliwa, i smutek poorał jej lica. Ale w hańbie i opuszczeniu myślała nieraz, że byłaby mniej godną pożałowania, gdyby ją kto prawdziwie kochał, albo gdyby ona kochała. Doszła do tego przekonania, kochając złodzieja, jedynego człowieka, który jeszcze chciał z nią wejść w stosunki; lecz i złodziej nią pogardził. Kobietom tego rodzaju koniecznie potrzeba kochanka albo dziecięcia dla zapełnienia czczości serca; inaczej bardzo są nieszczęśliwe. Nie mogąc mieć kochanka, całą miłość zwróciła na dziecię, którego pragnęła, a ponieważ nie przestała być nabożną, modliła się o nie ustawicznie. I Bóg ulitował się nad nią — dał jej córeczkę. Dziecię było dla niej roskoszą: całowała je, pieściła i obmywała łzami. Karmiła je własnemi piersiami, szyła pieluchy i nie czuła już głodu ani zimna. I znowu odmłodniała. Stara panna jest młodą matką. Znowu powróciło do niej szczęście i miała za co sprawiać dziecięciu czepeczki, koszulki i trzewiczki i nie myślała o sobie. Mała Agnieszka (pod tem imieniem ochrzczono dziewczynkę) była owiniętą we wstążki i hafty, jak mały Delfinek. Między innemi cackami miała trzewiczki, jakich pewnie nie miał i Ludwik XI: Pakietta sama je wyhaftowała złotem. Były to najpiękniejsze jak tylko być mogą trzewiczki, tak małe, jak wielki