Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
80
WIKTOR HUGO.

Dłużej byłyby się sprzeczały, gdyby Mahietta nie zawołała:
— Patrzaj, ilu tam ludzi u mostu; musi tam być coś ciekawego.
— Wistocie, słyszę bęben. To zapewne Esmeralda tańcuje ze swoją kozą. Prędzej, prędzej, Mahietto, ciągnij twojego chłopca. Przybyłaś, aby widzieć ciekawości Paryża; wczoraj widziałaś flamandczyków, dzisiaj zobacz cygankę.
— Cygankę! — rzekła Mahietta, przytulając chłopca do siebie. — Boże mię zachowaj! gotowaby ukraść mi dziecko.
I zaczęła biedz ku placowi de Grève tak szybko, że aż dziecko upadło. Towarzyszki ją dogoniły.
— Skąd ci się przywidziało — rzecze Gerwaza — żeby cyganka miała ci ukraść dziecię?
Mahietta potrząsła głową.
— To szczególniejsza — rzecze Edwarda — że pustelnica to samo myśli o cyganach.
— Co to za pustelnica, Mahietto?
— Co?... siostra Gudala.
— Zaraz widać, że jesteś z Reims i nie wiesz o niczem. To pokutnica ze Szczurzej-Jamy.
— Jakto! ta kobieta, dla której placek niesiemy?
Na znak potwierdzenia Edwarda kiwnęła głową.
— Naturalnie; zobaczysz ją w okienku przy placu de Grève. Ona tak samo jak ty uważa cyganów, i niewiadomo skąd się u niej wzięła ta nienawiść. Ale ty, Mahietto, dlaczego boisz się cyganów?
— Ach! — mówiła Mahietta, ściskając chłopca —