Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
65
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

futerka, z okiem przymrużonem — czy nie ma podobieństwa z szatanem? Byłto pan Floryan Barbedienne, audytor w Châtelet.
Audytor był głuchy — mały defekt, jak na audytora! Byle sędzia zdawał się słuchać, to dosyć; to też audytorowi Barbedienne z powodu głuchoty żaden szmer nie przerywał uwagi. Przytem na obliczenie ruchów i gestów doskonałym kontrolerem był Jehan Frollo de Moulin, ów młodzik, którego wszędzie można było spotkać, wyjąwszy przed profesorską katedrą.
— Patrzaj, — mówił do swego towarzysza Robina Poussepain, który śmiał się przy nim i krytykował sceny, przedstawiające się przed ich oczami — oto Jasieczka Buisson, piękna dziewczyna z Cagnard-au-Marché-neuf. Na honor, ten głuchy gotów ją ukarać, bo on tyleż warte ma oczy, co i uszy. Piętnaście soldów, cztery denary paryskie — to trochę zadrogo. A tam co za jeden! Robin Chief de Ville! O przejście granicy miasta. Ha! a tam co za obywatele! Aiglet de Soins i Hutin de Mailly! Ach! Jezus Marya, o cóż takiego? Zapewne grali w kości. Barbedienne ich skarze na zapłacenie czterech liwrów do kasy królewskiej. Ach! przyjemna ta nasza gra! gdybym miał takie, jak mój brat fundusze, grałbym dzień i noc, grałbym do śmierci i przegrał koszulę i duszę. Najświętsza Panno, a tam co za gromada dziewcząt! Jedna za drugą idą duszyczki. Ambrozyna Lécuyère! Izabella la Paynette! Berarda Gironin! znam je jak stary szeląg. Ciekawym co ten głuchy z niemi zrobi? Aha! jeszcze jedna, romansowa Thibauda, to ona! schwyta-