Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
64
WIKTOR HUGO.

my zaś powiemy, że dlatego był w złym humorze, że był w takim.
Prócz tego, było to nazajutrz po uroczystości strasznie nudnej, osobliwie nieznośnej dla jego władzy, albowiem musiał oczyścić całe miasto ze śmieci, pozostałych zwyczajnie po uroczystości. Wkońcu, dziś był dzień narady, powszechnie nielubiony przez panów dygnitarzy, w którym swój zły humor koniecznie na kogoś wywrzeć było potrzeba.
Audyencya przecież zaczęła się bez niego. Zastępcy jego tak w wydziale cywilnym, jak kryminalnym, według zwyczaju zabrali się do czynności, a od ósmej rano ze dwunastu mieszczan i tyleż mieszczanek stało ściśniętych w posłuchalni Châtelet, pomiędzy murami i kratkami.
Sala była mała, niska, sklepiona. W głębi stał stół, przy nim ogromne krzesło dębowe, miejsce prewota, dotąd próżne — i ławka nalewo dla słuchaczy. Wprost stołu stał gmin, a przed drzwiami, przed stołem, przy ławie mnóstwo sierżantów w kurtkach kamlotowych fioletowego koloru, z białemi krzyżami. Dwóch woźnych, ubranych czerwono i szafirowo, trzymało straż przed niskiemi, zamkniętemi drzwiami, które widać było w głębi za stołem. Jedyne, wąskie, gotyckie okno, bladem światłem styczniowem oświetlało dwie ogromne figury: kamienny posąg szatana i sędziego, siedzącego w głębi.
W rzeczy samej, wyobraźcie sobie czytelnicy człowieka, siedzącego w tej chwili przy prewotowskim stole, opartego na łokciach, z nogą na ogonie sukni brunatnej, z wielką, czerwoną twarzą w ramach z białego