Ta strona została uwierzytelniona.
KSIĘGA SZÓSTA.
I.
Opat błogosławionego Marcina.
Sława Klaudyusza rozeszła się daleko. Jej winien był odwiedziny, które długo pamiętał.
Był wieczór — Klaudyusz niedawno wrócił z kościoła Panny Maryi. Mieszkanie jego, oprócz wielu szklanych flaszek i prochu podejrzanego, nic w sobie nie miało tajemniczego. Na ścianach było wiele napisów, lecz wszystkie pobożne, albo naukowe, wyjęte z najlepszych autorów. Astrolog usiadł przy stole pełnym papierów i książek, przed wielkim manuskryptem Honoryusza d’Autun de Praedestinatione et libero arbitrio; przerzucał go z głębokiem zamyśleniem, gdy właśnie zapukano do drzwi.
— Kto tam? — zawołał mędrzec tonem zgłodniałego buldoga, któremu przerwano ogryzanie kości.
Głos z zewnątrz odpowiedział mu: