Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
21
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

krzyczał i zgrzytał zębami, włosy rude najeżały się okropnie, pierś wzdymała, oko roziskrzało, i rzekłbyś, że to jest upiór, straszydło, okropny centaur, połowa człowieka — połowa dzwonu.
Obecność tej nadzwyczajnej istoty ożywiała niepojętem tchnieniem całą katedrę. Zdawało się, tak przynajmniej twierdził zabobon, że on poruszał odwieczne jej kamienie i że posągi i pomniki tchnęły pod jego okiem. I w rzeczy samej katedra zdawała mu się ulegać, słuchała jego głosu i była napełniona Quasimodem, jak jakim swoim geniuszem. Rzekłbyś, że nim oddychał ogromny gmach, bo on był wszędzie i mnożył się na wszystkich jego punktach. Jużto z trwogą na najwyższej wieży widzieć było można czołgającego się karła, wlokącego na czterech łapach, przeskakującego nad przepaściami — był to Quasimodo, wykręcający gniazda ptasie. Jużto usiadał w najciemniejszym kącie świątyni, patrzył po jej ścianach i rozmawiał z niemi: to był Quasimodo myślący. Jużto, uczepiony na linie, poruszał dzwon i, głowę wzniósłszy dogóry, słuchał jego głosu: to był Quasimodo dzwoniący na Nieszpory albo na Anioł Pański. Często w nocy widywano potworną istotę, jak drapała się po gzemsach wież, albo po koronkowej balustradzie: i to był garbus od Panny Maryi. On był przyczyną, że cały kościół, jak mówili sąsiedzi, przybiera jakiś fantastyczny urok, coś nadzwyczajnego, strasznego: słyszano szczekanie psów, trzask kamieni, szczęk oręży, — i inne tym podobne krążyły brednie. Kiedy w dzień Bożego Narodzenia dzwoniono na Pasterkę, taki cień był roztoczony na fasadzie, że lud z trwogą wchodził do ko-