Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.





KSIĘGA ÓSMA.

I.
Niebezpieczeństwo powierzania tajemnicy kozie.

Upłynęło wiele tygodni. Przyszły pierwsze dni Marca; słońce, którego chociaż Dubartas nie nazwał był jeszcze wielkim księciem świec, jasne rzucało promienie. Byłto jeden z dni wiosennych, które tyle mają uroku dla Paryżan, rozproszonych po placach i przechadzkach. Podczas tych jasnych dni jest pewna godzina, w której najlepiej podziwiać można drzwi kościoła Panny Maryi. Jestto chwila, w której słońce, skłaniające się do zachodu, wprost oświetla katedrę. Jego promienie, coraz więcej horyzontalne, powoli podnoszą się z bruku i wstępują na fasadę, a wtedy wielka środkowa rozeta rzeźbiona błyszczy jak oko cyklopa.
Właśnie w takiej tu chwili jesteśmy.
Wprost wysokiej katedry, zaczerwienionej zachodzącem słońcem, na balkonie kamiennym, nad