Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
55
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

pan spokojny; twoje imię przejdzie do potomności. — Jak godność pańska?
— Renauld Chateau, pieczętarz więzienia paryskiego, do usług pańskich.
— Panie, ty sam w tem miejscu jesteś muz reprezentantem.
— Pan jesteś zanadto grzeczny — odrzekł pieczętarz.
— Pan tylko sam godnie wysłuchałeś sztuki — odrzekł Grintoire — i jakże ją znajdujesz?
— Ha! ha! — odpowiedział gruby urzędnik nieco ocucony — dosyć wesoła.
Grintoire musiał poprzestać na tej pochwale, albowiem grzmot oklasków, zmieszany z tysiącem krzyków, przerwał rozmowę. Głowa błaznów była obraną.
— Wiwat! wiwat! — wołał lud ze wszystkich stron.
W rzeczy samej, cudowne wykrzywienie ukazało się w rozecie. Po wszystkich pięciokątach, ośmiokątach, wielokątach, które po sobie następowały, trzeba było coś nadzwyczajnego i właśnie to się ukazało. Sam pan Coppenole przyklasnął, a Clopin Trouille-fou, którego brzydkość nie miała porównania, uznał się pokonanym. My uczynimy to samo. Spróbujemy dać czytelnikom obraz tego nosa złożonego z trzech trójkątów, tej twarzy podobnej do podkowy, tego oka lewego oszańcowanego rudemi kłakami, tych zębów nierównych wyszczerbionych i tu i owdzie, jak wały warowni, tych ust szerokich, na których jeden, ogromny jak u słonia, opierał się ząb, całej twarzy, na której