Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
108
WIKTOR HUGO.

dnie najswobodniej spędzałem) iść od krzaku do krzaku po nad brzegiem czystej wody, w piękny dzień, za jaką dziewicą, biało albo zielono ubraną, biegnącą po gajach i obrywającą z pustoty zielone listki. Przypominasz sobie zapewne, z jaką ciekawością twoje myśli i twoje spojrzenia goniły ten wiaterek, w pośród którego przesuwała się postać skrzydlata, — ta postać powietrzna rysowała ci się niepewnie przed oczyma w kształtach lekkich, niedotykalnych. Lecz, kiedy dziewica spoczęła, kiedy mogłeś, zatrzymując oddech, patrzyć na jej suknię, na dwoje kryształowych oczu, nie doświadczałżeś trwogi, aby ta dotykalna istota nie zniknęła przed tobą? Przypomnij sobie te wrażenia, a pojmiesz, co się działo w duszy poety, gdy swobodnie patrzył na Esmeraldę, którą przedtem widział tylko zdaleka.
Zatopiony był coraz więcej w dumaniu. — Otóż — rzecze, ścigając ją oczyma — to ta Esmeralda, anielska istota!... tańcująca po ulicach i nic więcej!... Onato rano zadała cios mojej sztuce i wybawiła mię od śmierci wieczorem. Mój zły i dobry geniusz! Na honor, piękna kobieta! i musi mię kochać, skoro za męża wybrała. Nie wiem — myślał, podnosząc się — jak się to stało, ale jestem jej mężem.
Z tą myślą w głowie i oczach zbliżył się do dziewicy tak poufale, że ta się cofnęła.
— Co pan chcesz odemnie? — rzecze.
— I ty mię o to pytasz, Esmeraldo? — odpowiedział Grintoire z wyrazem tak namiętnym, że samby się zadziwił, gdyby go widział.