Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.





KSIĘGA SIÓDMA.
I.
Rzecz to niebezpieczna powierzać swe tajemnice kozie.

Upłynęło kilka tygodni.
Było to w pierwszych dniach marca. Słońce, które Dubartas, klasyczny ów mistrz metafor, nie był jeszcze nazwał wielkim księciem świec, i które pomimo to nie było ani mniej wesołem, ani bardziej jasnem, opromieniało jeden z tych dni wiosennych, które mają w sobie tyle słodyczy i piękna że cały Paryż, wyszedłszy na place i spacery, święci je jak niedzielę. W tych dniach światła, ciepła i pogody, jest pewna godzina w której fasada kościoła Notre­‑Dame staje się istotnie godną zachwytu. Mianowicie godzina w której słońce, chyląc się ku zachodowi, znajdzie się prawie naprzeciwko katedry. Jego coraz bardziej poziome promienie, podnosząc się powoli ponad bruk placu, padają prostopadle na fasadę, i na ciemnem tle jej murów uwydatniają w ten