Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mości przeszkadzać mu, chybabyś przychodził w imieniu kogoś takiego, jak ojciec święty, lub Najjaśniejszy Pan nasz.
Jehan klasnął w dłonie.
— Dalibóg! znakomita sposobność obejrzenia sławnej jaskini czarnoksięzkiej.
Podniecony tą myślą, śmiało otworzył małą czarną furtkę i zaczął wstępować na kręte schody Saint­‑Gilles, prowadzące na górne piętra wieży.
— Zobaczę! — mówił w drodze. — Na bóle Przeczystej dziewicy! ciekawa to musi być rzecz, ta cela, którą wielebny brat mój chowa jak swoje podbrzusze! Mówią, że ma tam całą kuchnię piekielną i smaży na wielkim ogniu kamień filozoficzny. Na pazurki czarcie, tyle mnie obchodzi jego kamień filozoficzny, co pierwszy lepszy krzemyczek, i wolałbym w piecyku jego znaleźć jajecznicę, niż największy z kamieni filozoficznych, jakie na świecie istnieją.
Doszedłszy do galerji o smukłych kolumnach, odpoczął chwilkę, klnąc nie wiem na ile już miljonów djabłów, te schody nieskończone; następnie przez wązkie drzwi północnej wieży, dziś wzbronione dla publiczności, udał się w dalszą drogę. Po kilku minutach, minąwszy klatkę dzwonniczą, napotkał rodzaj korytarzyka w bocznem zagłębieniu ściany, a pod sklepieniem niskie ostrołukowe drzwi, opatrzone w zamek olbrzymi