Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/463

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

najdrobniejsze zadraśnięcie jej palca. Ach jasny panie, masz wyraz niezmiernie dobrego pana. Co tu teraz powiadam, tłumaczyć ci dokładnie rzecz całą nieprawdaż? O gdybyś miał matkę, wielmożny panie! jesteś wodzem, zostaw że mi moje dziecię. Uważ, że cię błagam na klęczkach, jakoby przed figurą Chrystusa Pana. Niczego od nikogo nie żądam; jestem z Reims miłościwi panowie; mam kawałeczek gruntu po mojem wuju Mahiecie Pradon. Nie jestem żebraczką. Niczego nie żądam, żądam tylko swego dziecięcia. Ach, żądam by przy mnie dziecko zostało. Bóg sprawiedliwy, co mi je wrócił i który jest panem nad pany, nie uczynił że przecie tego o tak sobie! Król! powiadacie król! Ależ choćby i tak, to mu wielkiej przyjemności nie zrobi, gdy mi zamordują dziewczynkę moją małą! A przytem król jest dobry! To moja wszak córka, córka moja, własna moja córka. Nie królewska, nie wasza, moja! Chcę odejść, obie chcemy odejść, same bez niczego! Dwom kobietom przechodzącym, z których jedna matka, a druga córka, każdy wolną drogę pokaże. Przepuśćcież nas! jesteśmy z Reims. O jakżeście dobrzy! panowie strażnicy, kocham was wszystkich! Nie zabierzecie mi mojej maleńkiej córeczki, to niepodobno. Alboż nie prawda, że to już całkiem nie podobne? Dziecię moje! dziecię moje!