Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/458

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ona wrzasnęła ze wzmagającym się, okropnym swym śmiechem:
— I cóż mię twój król ma obchodzić? Powiadam ci, że to moja córka.
— Wywalić ścianę — rzekł Tristan.
Dla zrobienia otworu odpowiednio szerokiego, wystarczało wyrwać jeden z dolnych kamieni oprawy okna. Matka gdy posłyszała łomot drągów i motyk wydała okrzyk przerażający, oczy jej pałały. Żołnierzy chłód przejmował do głębi duszy.
Nagle porwała za piaskową bryłę i obiema rękami cisnęła ją na pracujących. Kamień źle rzucony (ręce jej bowiem drżały) nie dotknął nikogo i zatoczył się pod nogi rumaka Tristana. Ona zgrzytnęła zębami.
Na dworze już jasny poranek był i słońce niebawem wzejść miało. O tej porze otwierać się zwykle poczynały na dachach okiennice wielkiego miasta. Ztąd i owąd śpieszący na targ wieśniacy, na objuczonych osłach, zatrzymywali się chwilkę przy szeregach żołnierzy, ściśniętych dokoła Szczurzej Jamy, spoglądali na tłokowisko okiem ździwionym i odchodzili.
Pustelnica poszła usiąść przy swojej córce, umieściła się tuż przed nią i własnem ciałem ją zakrywając, przysłuchiwała się biednemu dziewczęciu, które powtarzało głosem cichym jeden wciąż wyraz: „Phoebus! Phoebus!“ W miarę jak