Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ba! — odciął się łucznik — wczoraj jeszcze był w tem oknie krzyż rzetelny, że się aż lud żegnał.
Tristan rzucił na worecznicę spojrzenie krzywe.
— Uważam jakoś, że kuma nam mydli.
Gudula czuła, ze wszystko zawisło teraz od mocnego trzymania się na duchu i acz omdlewała z rozpaczy drwić zaczęła.
— Ależ panie — mówiła — człowiek ten upił się niezawodnie: rok już blizko, jak wóz z kamieniami uderzył tyłem w okno i żelaza wywalił. I cóżem to jeszcze naklęła brukarza!
— Prawdę mówi — ozwał się druki szeregowiec — sam byłem przy tem.
Niespodziewane to świadectwo, ożywiło pustelnicę.
Ale snać skazaną była na ciągłą dwójplątnicę nadziei i bojaźni.
— Jaśliby rzeczywiście wóz wyłamał staby — nastawał pierwszy łucznik, — to kawałki ich byłyby skierowane do środka nie zaś jak są na zewnątrz.
— Oho! — Powiedział Tristan do żołnierza — masz bratku legawcowy nos urzędnika z kasztelu. Odpowiedz na to stara.
— O Matko Najświętsza! — zawołała kobieta głosem mimowolnie łez pełnym — przysięgam