Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uratuję cię. W przeciwnym razie... O! czas schodzi. Pomyśl, że trzymam w mej dłoni nić twego i mego życia, że jestem szalony... to okropne!... że mogę wszystko zniweczyć i że pod nami otwiera się przepaść bezdenna, w której mój upadek będzie cię prześladował, nieszczęsna, przez całą wieczność! Jedno słowo dobre! powiedz jedno słowo! jedno tylko słowo!
Młoda dziewczyna otworzyła usta do odpowiedzi. Zakonnik rzucił się przed nią na kolana, aby z uwielbieniem usłyszeć głos, być może wzruszony, jaki miał wyjść z jej ust. Cyganka powiedziała:
— Jesteś mordercą! Zakonnik z wściekłością porwał ją w objęcia i zaczął śmiać się śmiechem straszliwym.
— A więc, tak! morderca! — rzekł — a jednak będziesz moją. Nie chcesz mię mieć za niewolnika, będziesz mię miała za pana. Będziesz moją! Mam jaskinię do której cię zaciągnę. Pójdziesz za mną, będziesz musiała pójść, albo cię wydam! Trzeba umrzeć moja piękna, lub zostać moją! należeć do nikczemnika! do przeniewiercy! do mordercy... należeć od tej właśnie nocy, słyszysz ty to?... Hej! bądźmy weseli, ucałuj mię warjatko! Grób, albo moja miłość!
Oczy mu się iskrzyły namiętnością i szałem. Zaślinione usta czerwieniły szyję młodej dziew-