Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/423

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Adversus avaritiam. Dalibóg, że król to niezmiernie ciasny i ograniczony w stosunkach swych z uczonymi, a w dodatku popełnia okrucieństwa wielce barbarzyńskie. Jest to gąbka do wysysania pieniędzy zarzucona na lud. Za panowania tego słodko pobożnego „najjaśniejszego“ gną się haki od wisielców, gniją pieńki od krwi ściętych, pękają więzienia od przeładowania. Jest prokurator wielmożnego pana Podusznego i jaśnie wielmożnej pani Pogardzielnej. Władca to nadmierny. Nie lubię tego monarchy. A ty mój mistrzu?
Człowiek w czerni dał poecie swobodne pole do popisów oratorskich. Sam nie przestawał walczyć z gwałtownemi wirami rzeki, kotłującemi między przodem okrętowej nawy Grodu, a ster niczem zakończeniem wyspy Notre­̽Dame, zwanej dziś wyspą Św. Ludwika.
— Ale, ale mistrzu! — jał znowu Gringoire nagle. — W chwili gdyśmy wchodzili na plac przedkatedralny przez tłumy wściekłych hołotników, Wielebność wasza zauważyła zapewne małego owego nieboraka, któremu garbusek, ów wasz dzwonnik głuchy, zabierał się do roztrzaskania mózgu o podnóże galerji królewskiej. Mam wzrok krótki, nie mogłem biedaka rozpoznać.
Nieznajomy nie odrzekł ani słowa. Przestał wiosłować, głowa zwisła mu na piersi i Esme-