Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/408

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




VI.
„Płomyk obrączkowy“.

Wydostawszy się z Bastylji, Gringoire biegł ulicą Św. Antoniego, jak koń z uwięzi zerwany. Gdy dopadł do bramy Baudoyer, skierował się naprost ku kamiennemu krzyżowi, wznoszącemu się pośrodku placyku, jakby już zdala śród ciemności dostrzegł postać męską czarno ubraną i zakapturzoną, siedzącą na stopniach krzyża.
— Czy to ty, mistrzu? — spytał Gringoire.
Postać się podniosła.
— A, męko piekielna! W ukropie mię kąpiesz Gringoire. Oto strażnik z wieży Ś‑go Gerwazego odkrzyczał pół do drugiej z północka.
— Ba! nie moja w tem wina — sarknął Gringoire — lecz wina czat kasztelańskich i króla Jegomości. Oto żem wymknął chwacko. Wciąż chybiam szubienicy. Takie już me przeznaczenie!
— Chybiasz wszystkiego — wtrącił drugi — Lecz spieszmy. Masz hasło?
— Wyobraź sobie mistrzu, widziałem króla. Od niego idę. Rajtuzy nosi kałamajkowe. Istna awantura.