Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Daję podskarbiostwo bratankowi twemu, kumie Jakóbie — odrzekł król — ale uwolnij mię od tego ognia pod pachami.
— Ponieważ jesteś tak łaskawym, Najjaśniejszy panie — dodał lekarz — mam tedy nadzieję, że mi pomożesz skończyć nareszcie i dom ten przy ulicy Saint­‑André­‑des­‑Arcs.
— Jak? — spytał król.
— Ostatni już denar wyciągam ze szkatuły, Najjaśniejszy panie — wykładał dalej lekarz a byłoby doprawdy smutnem gdyby dom pozostać miał bez dachu. Nie chodzi tu o dom sam, lecz o malowidła Jehana Fourbault, umilające onego stropy. Szkoda­&8209;by tej Dyany lecącej w obłokach, co ma układ tak naturalny i niewymuszony, że doprawdy pokusie oprzeć się nie mogą ci, co na nią patrzą ciekawie. Jest tam również Ceres. To także bóstwo przecudne. Jest to piękność jedna z najczystszych i najdoskonalszych, jakie pędzel stworzył kiedykolwiek.
— Oprawco! — mruknął Ludwik XI — i dokąd to zmierzarz?
— Potrzebuję dachu nad temi malowidłami Najjaśniejszy Panie a lubo to rzecz wcale drobna pieniędzy mi akurat zabrakło?
— Ileż to tam tego, twój dach?
— Et, prosty dach miedziany, w rzeźby hi-