Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/389

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do słowa wierne! zdaje mi się, że słyszę kanclerza Hugoneta błagającego mię o darowanie mu życia.
Gdy się nareszcie Gringoize zatrzymał cały zdyszany, podniósł ze drżeniem głowę ku królowi, który w tej chwili zeskrobywał paznogciem plamkę jakąś z pluderek swoich; poczem pociągnął ze srebrnego puhara łyk rumianku. Przez cały zresztą ciąg mowy Gringoire’a, ani jednego nie wyrzekł słowa. Król spojrzał nań w końcu.
— A toż przeklęte rzępajło! — powiedział. Zwracając się zaś do Tristana Hermity: — E! puść go do kaduka!
Gringoire padł na wznak radością rażony.
— Na wolność! — warknął Tristan — Wasza Królewska mość nie każe go potrzymać trochę w klatce?
— Kumie — odparł Ludwik XI — czyliż myślisz że dla takich to śmieciuchów każemy budować klatki po trzysta sześćdziesiąt siedem liwrów osiem soldów i trzy denary? Puścić mi tę słomianą dudę (Ludwik XI lubował się w tym wyrazie, który stanowił cały zasób jego dowcipu); wypchnąć za drzwi, szczutków parę dawszy na drogę.
— Uf! — zawołał Gringoire — ot wielki król.
I z obawy odwołania rozkazu rzucił się ku podwojom, które Tristan odemknął przed nim niechętnie i nachmurzony. Łucznicy wyszli z nim