Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

małemi ślepiami, przedartej u spodu niezmierną gębą, skrywającej uszy pod dwiema szerokiemi klapami włosów gładkich, bez czoła, przeglądał jakiś wyraz mięszany, pół­‑psi, a pół­‑tygrysi.
Z wyjątkiem króla, wszyscy mieli głowy odkryte.
Wielmożnik, trzymający się najbliżej króla, czytał mu rodzaj długiego memorandum, które Jego Królewska Mość zdawała się słuchać z wielkiem skupieniem ducha. Dwaj Flamandczycy szeptali z sobą na ucho.
— Krzyżu Pański — burczał Coppenole — nudzi mię już to stanie; czy niema tu gdzie stołka?
Rym odpowiedział skinieniem przeczącem, któremu towarzyszył uśmiech wpół osłoni ty.
— Krzyżu Pański — mówił dalej Coppenole okrutnie snać cierpiący i niezadowolony z przymusowego tego ukrywania się z głosem — bierze mię chętka usiąść tak oto na posadzce, podkurczywszy nogi po szewcku, jak u siebie przy robocie.
— Ani się ważcie panie Jakóbie.
— Ol trzebaż tu być zawsze na stojłach, mistrzu Wilhelmie?
— Albo na klęczkach — odrzekł Rym.
W tej chwili dał się słyszeć głos królewski. Umilkli.