Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

u jednego z radców stanu, gdzie je oglądała stara pani Pilou, sławna w Cyrusie pod imieniem Aricydyi i Moralności chodzącej.
Taką była kom nata zwana „zaciszem, kędy godzinki swe odprawował Jego Miłość Ludwik francuzki“.
W chwili, gdyśmy czytelnika w to ustronie wprowadzili, było w niem prawie ciemno. Ostatni hejnał wieczorny od godziny już odtrąbiono, noc czarna zapadła, w komnacie zaś jedna tylko świeca woskowa, postawiona na stole, oświecała pięć osób nie jednako rozmieszczonych.
Pierwszą na kiórą światło padało, był wielmożnik przepysznie ubrany w kontusz i szarawary szkarłatne ze srebrnemi cięgami, oraz w opończę narzuconą na wierzch ze złotogłowia o czarnych centkach. Wspaniały ów strój, zdawał się kapać złotem przy każdej fałdzie. Człowiek co go nosił miał na piersi herb wyszyty jaskrawemi kolorami: półkozie z przebiegającym u jego wierzchołka danielkiem; przytem gałązka oliwna oparta o prawą stonę tarczy, a róg danielkowy oparty o stronę jej lewą. Spojrzenie tego człowieka było złe, wyraz dumny, głowa wyprostowana. Na pierwszy rzut oka twarz jego zdradzała pyszałka, na drugi — lisa.
Stał z głową odkrytą z długim regestrem w ręku, tuż za krzesłem składanem, na którem