Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do swej twarzy łaszącą się główkę kozy, jakby przepraszając ją za to, że ją opuściła.
Tym czasem Djana pochyliła się do ucha Kolomby.
— E! mój Boże! — rzekła półgłosem, — jakże można były o tem zapomnieć? Przecież to jest cyganka włócząca się z kozą. Mówią, że jest czarownicą i że jej koza pokazuje zadziwiające sztuki.
— A więc, — odrzekła Kolomba, — niechże teraz z kolei koza nas ubawi i cud nam jaki pokaże.
Djana i Kolomba odezwały się z żywością do cyganki: — Mała, każ swej kozie, żeby nam pokazała cud jaki.
— Nie wiem, co chcecie panie powiedzieć, — odrzekła tancerka.
— No, przecież cokolwiek, cuda, czary, sztuki magiczne.
— Nie rozumiem! — i zaczęła głaskać ładne zwierzę, powtarzając: Dżali! Dżali!
W tej chwili spostrzegła Fleur­‑de­‑Lys woreczek z haftowanej skóry, zawieszony na szyi kozy.
— Co to takiego? — spytała cyganki.
Cyganka podniosła na nią swe duże oczy i odpowiedziała poważnie:
— To moją tajemnica.