Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spostrzegł jak szerokie w nim miejsce zostawiła przyroda dla namiętności, jął jeszcze bardziej drwić i szydzić. Poruszył w swem wnętrzu wszystką nienawiść, wszystką złość, do jakiej był zdolny; ujrzał zimnym wzrokiem lekarza badającego chorego, że złość ta nie była niczem innem jak tylko wypaczoną miłością; że miłość, źródło wszelkiej cnoty w człowieku, wyrodziła się w duszy kapłana w potworność i że człowiek, tej co on natury, zostając kapłanem, stać się musi szatanem. Wówczas zaśmiał się przeraźliwie, pobladł nagle, zajrzawszy w najciemniejszy punkt swej nieszczęśliwej namiętności, na tę miłość niszczącą, zatrutą, nienawistną, nieubłaganą, która zaprowadziła ją na szubienicę, jego do piekła; ją skazała na śmierć z rąk kata, jego uczyniła potępieńcem.
I znowu śmiech mu wrócił na samo wspomnienie, że Phoebus żyje, że bądź co bądź nie zginął, że jest wesoły i zadowolony, nosi mundur piękniejszy niż dawniej, i ma nową kochankę, którą prowadzi na widowisko wieszania dawnej kochanki. Śmiech jego podwoił się, gdy myślał, że ze wszystkich istot żyjących, których śmierci pragnął, którym śmierć przygotował lub przygotowywał, sama tylko cyganka, jedyna istota, której nie nienawidził, ciosu nie uniknęła.
Od rotmistrza myśli jego przeniosły się