Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

monety, nie wieszano jakiejś czarownicy, nie pławiono wiedźmy, lub nie palono heretyka, stąd widok starej feudalnej Temidy, zakasującej żylaste ręce i przy lada placyku powinność swą czyniącej u kotła, pręgierza lub szubienicy, stał się do tego stopnia pospolitym, iż pierwszy lepszy proces o morderstwo, spisek, kabałę i schadzki ze złym duchem, w żaden sposób za rzecz nadzwyczajną uchodzić nie mogła. Wiedziano, że tak czy owak na gardle się kończy, a stokroć łatwiej było wtedy dać gardło, niż grzywnę. Większy świat czasów owych rzadko kiedy nawet wiedział nazwisko nieboraka, ciągnionego pod oknami na śmierć, Lud prosty, coprawda, zawsze się chętnie raczył grubemi temi potrawami, a rzecz to znana od wieków, że w razach takich zawsze go raczej ilość zajmowała, niż jakość. Patrzał zawsze, nie badał nigdy. Z tego powodu egzekucja była na drodze publicznej wypadkiem niemal tak zwyczajnym, jak kupa opiłek przed domem ślusarza, lub niewyprawna skóra na płocie garbarza. Kat był niejako gatunkiem rzeźnika, tylko barwy troszkę ciemniejszej.
Rychło więc uspokoił się Phoebus na duchu co do tej uwodzicielki Esmeraldy, czy Similardy, jak ją nazywał, co do jej puginału lub puginału mnicha zaklętego (o różnicę nie chodziło mu wcale), i co do rozwiązania procesu. Ale za to,