Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zawsze pozostaje w żałobie. Tak płakała, tak cierpiała biedna pustelnica. Nie byłoby chyba końca tym żalom, gdyby świeże i wesołe głosy dziecięce nie dały się słyszeć naraz przed celą... Nieszczęśliwa matka! Ile tylko razy spostrzegała dzieci lub głos ich słyszała, biegła wnet w najciemniejszy kąt swego grobu i przytulała się do ściany, jakby chciała głowę wbić w kamienie, aby ich nie słyszeć. Tym razem przeciwnie, podniosła się nagle, i łapczywie chwytała dźwięki dziecięcej mowy. Jeden z tych małych chłopców nagle zawołał:
— To dziś mają wieszać cygankę.
Gwałtownym skokiem owego pająka, któregośmy widzieli, jak się to rzucił na muchę przy przy pierwszem drgnięciu siatki, pustelnica podbiegła do okienka wychodzącego na plac Tracenia. W rzeczy samej obok szubienicy stała drabina, a kat czyścił zardzewiałe od deszczu łańcuchy. Wokoło tłum zaczynał się gromadzić.
Śmiejąca się grupa dzieci była daleko. Pustelnica poczęła szukać wzrokiem przechodnia któregoby się mogła zapytać. Zatrzymała oczy na jakiejś postaci duchownej, na zakonniku, który stał w bliskości celi i zdawał się czytać w brewiarzu publicznym; ale daleko mniej był naprawdę zajęty księgą zakratowaną, niżeli szubienicą, na którą od czasu do czasu rzucał po-