Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w której ona, dla jakiegoś podłego i głupiego samochwała, trwoni skarb cnoty i piękności! Widzieć to ciało, które cię pali, tę pierś, która dla ciebie jest świętością widzieć je drgające i rumieniące się pod pocałunkami drugiego!... Piekło!... Ubóstwiać jej postać; po całych dniach tarzać się z myślami o niej po kamiennej podłodze celi, i widzieć w końcu wszystkie wymarzone dla niej pieszczoty zamienione w torturę! Nie być w stanie nic innego uczynić nad to, jak kazać katom by ją rozciągnęli na skórzanem łożu! O! to są dopiero kleszcze prawdziwe, rozpalone na ogniu piekielnym! Szczęśliwszy już stokroć, z kogo pasy drą od stóp do głowy, kogo między deskami duszą, kogo ćwiartują końmi!... Czy znasz ty cierpienie, jakie człowiekowi sprawiają śród długich niespanych nocy własne jego wrzące żądze, serce, które się kraje, głowa, która pęka zęby, które kąsają mu ręce: wściekli oni oprawcy, co cię ustawicznie, jak na rozpalonej iglastej kracie, przewracają na nożach płomiennej zazdrości i rozpaczy! Młoda dziewczyno, litości! daj wytchnąć przez chwilę! Trochę popiołu na ten żar! Otrzyj, błagam cię, pot, który kroplami spływa mi z czoła! Dziecko! dręcz mię jedną ręką, lecz głaskaj drugą! Miej litość, młoda dziewczyno! miej litość nademną!
Mnich tarzał się w kałuży zalewającej po-