Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem ściśniętą w strasznych kleszczach zamieniających zwykle członki istoty żyjącej w garść zakrwawionego błota. O! nędzny! podczas kiedym patrzał na to, miałem pod suknią sztylet, którym pierś sobie krajałem. Na krzyk jaki wydałaś, zatopiłem go w ciało, na drugi krzyk, ten sztylet przeszyłby mi serce! Patrz. Zdaje mi się, że krew płynie jeszcze.
Odkrył sutannę. Pierś jego rzeczywiście była rozdartą jakby pazurem tygrysa, a w boku otwierała się rana szeroka, prawie świeża.
Uwięziona cofnęła się z przerażeniem.
— O! dziewczyno, — rzekł ksiądz — miej litość nademną. Sądzisz, że jesteś nieszczęśliwą, niestety! ty nie znasz jeszcze nieszczęścia. O! kochać kobietę! być zakonnikiem! być nienawidzonym, kochać ją całą mocą i potęgą swej duszy; czuć, że za najnieznaczniejszy jej uśmiech oddałoby się krew swoją, wnętrzności swoje, sławę, zbawienie, nieśmiertelność i wieczność, doczesne i wiekuiste życie; żałować, że się nie jest królem, wszechwładzcą, geniuszem, archaniołem, bogiem, aby do stóp się jej rzucić niewolnikiem; obejmować ją dniem i nocą, myślą i snami, a widzieć ją zakochaną w świecidełkach żołdaka! i nie móc jej ofiarować nic, prócz nędznej sutanny mnisiej, której się lęka, a którą się brzydzi! Z zazdrością i wściekłością w duszy być obecnym scenie,